Spotykam się często i wszędzie z potworkiem lufa swobodnie pływająca. Skreślam go od razu, jako że choć desygnat tego potwornego wyrażenia istnieje - jest nim lufa samonośna, to samo wyrażenie, potwornie szkaradnym przykładem tłumoctwa, tłumoczenia będąc, nie zasługuje na pisanie w sposób normalny.

Chciałbym tu zaoponować przeciw używaniu tego wynaturzenia językowego, jakim jest owa lufa swobodnie pływająca

Jakim stylem miałaby pływać takowa lufa, żabką, motylkiem?

Co znaczy "swobodnie pływająca lufa"? Przecież lufa sprawnej broni musi być przynajmniej jednym końcem zakotwiczona w trakcie strzelania - pozostawać na uwięzi, zacumowana, więc wcale nie swobodna. Owszem takie szybkowymienne lufy można odcumować tak, by "pływały swobodnie" (fuj!), ale taka lufa niechwycona ręką operatora sprzętu szybko opadnie i swobodne pływanie się skończy rychło upadkiem na dno!

Żadnego pływania dla luf, na Boga! Niech pozostaną one, samonośnie lub też nie, ale zawsze zamocowane, przytwierdzone do tej czy inne części broni. Nie "przekładajmy" wyrazów lecz opisujmy rzeczy i zjawiska po polsku. Poza tym, ang. to float nie oznacza "pływać". Angielskie to swim zanaczy "pływać". Wszelkie słowniko-przekładania są potencjalnie niepoprawne, żałosne a może niebezpieczne.

Nie lepiej pisać:

Nie lepiej używać głowy i polskiego języka do nazwania, opisania zjawisk, działań i rzeczy w sposób zrozumiały i logiczny, zamiast pseudo-przekładać (piję do pół-automatyczności) z modnego dziś języka obcego (więc niezrozumiałego na ogół)?

Kropek (27.11.2012)